niedziela, 31 marca 2019

Wspomnienia Czesława Szewluka


Niedawno, dzięki uprzejmości Pana Janusza Szewluka, wpadły mi w ręce fragmentaryczne wspomnienia (niestety jedynie trzy relacje) żołnierza ZWZ-AK oddziału Józefa Kaczoruka "Ryszarda" (pluton "Orlik", a później kompania "Wiklina") oraz po 1944 r. członka antykomunistycznej konspiracji niepodległościowej (ROAK, WiN, II Inspektorat Zamojski AK) Czesława Szewluka "Misia" "Orlika". Wspomnienia, w rękopisie bez daty, w moim przekonaniu nigdy nie były przedstawiane na forum publicznym. Znajdują się w archiwum Pana Janusza Szewluka - syna "Orlika".  Poniżej przedstawiam ww. relacje według zapisów oryginalnych. jedynie w nawiasach kwadratowych dodałem ewentualne uzupełnienia czy sprostowania.
 


Czesław Szewluk 
Uprowadzenie Szewluka Czesława ps. „Miś” z Koniuch
W latach 1940-1943 Szewluk Czesław ps. „Miś” pracował jako robotnik drogowy na kolei żelaznej w Koniuchach (linia kolejowa Zamość- Hrubieszów). Zespół, w którym pracował „Miś” składał się z około 15 robotników w różnym wieku i różnej narodowości. Więcej było Ukraińców, Polaków sześciu lub siedmiu to przeważnie młodzi chłopcy. W roku 1942 latem jeden z kolegów „Misia” Kurzępa Józef ps. „Wyrwa”, że był najlepiej zbudowany fizycznie i chłopak niegłupi, został przez jednego z dowódców plutonu ZWZ zaprzysiężony i ulotnił się z domu no i tym samym z pracy. Załatwienie sprawy jego nieobecności w pracy należało do jego ojca, który był torowym. A tego gdzie się znajduje jego syn na pewno nie wiedział. „Wyrwa” tymczasem przydzielony do plutonu „Górala” ([Franciszek] Krakiewicz) przemaszerował w lasy strzeleckie nad Bugiem. Ukraińcy, robotnicy kolejowi, którzy pracowali razem [z nami] kręcili głowami, że tak długo nie pracuje syn torowego, ale go o powód nie pytali. Całą tajemnicę znał tylko „Miś” bo bardzo serdecznie się przyjaźnili obaj z „Wyrwą”. Po dwóch tygodniach „Wyrwa” wrócił  do pracy i opowiadał „Misiowi” o starciach z niemiecką strażą graniczną i z Ukraińcami w pow. hrubieszowskim. Te fakty napawały nadzieją, że nie wszyscy zginęli w [19]39 roku, że są oficerowie, którzy może wkrótce poprowadzą oddziały do walki z Niemcami.
W 1943 r. „Miś” dostał wezwanie do stawienia się u zawiadowcy odcinka drogowego w Werbkowicach, na razie nie wiedział po co. Gdy się tam zgłosił wręczono mu pismo, którego treści wcale nie starał się zapamiętać. Władze kolejowe wzywały go do zgłoszenia się w Zamościu, celem podjęcia „chlubnej” pracy w Baucugu [Bauzugu]. To był specjalny pociąg z liczną obsługą niemiecką i polską, niemiecką do nadzorowania, polską do pracy, przeznaczoną do naprawy zminowanych [wysadzonych] lub zbombardowanych mostów i torów kolejowych. Do takiej pracy u Niemców „Miś” się nie nadawał. Wysadzać mosty i tory to i owszem. Natychmiast zameldował o tym „Szczepanowi” (Ludwik Rogalski), który miał kontakt z [Józefem Kaczorukiem] „Ryszardem” i [Stanisławem Kleszczyńskim] „Gniadoszem” i już trzeciego dnia dostał odpowiedź. Wyznaczono mu dzień i godzinę, kiedy ma być zabrany z domu, a mieszkał pomiędzy „cyganami” inaczej „czarnymi”[w ten sposób, od kolorów noszonych mundurów nazywano niemieckich nasiedleńców Zamojszczyzny], gdyż Koniuchy były wysiedlone. To była wieś ukraińska, a Polaków we wsi mieszkały tylko 4 rodziny: Mrówczyńscy, Marczukowie, Pawełczuk i „Miś” z matką. Ukraińcy byli wysiedleni do pow. biłgorajskiego na gospodarstwa po wysiedlonych Polakach. „Miś” w wyznaczonym dniu trochę się niepokoił jak się to wszystko ułoży ponieważ co dzień widział jak „czarni” wystawiają wartę uzbrojoną w kb w całej wsi. Na wartowni, która była niedaleko od domu „Misia” mieli lkm. W sierpniu 1943 r. dokładnie którego dnia nie pamiętam, wieczorem matka „Misia” już poszła do łóżka, a on udając, że też chce spać poszedł się umyć. Wtedy usłyszał stąpanie koło mieszkania i pod oknami, a za chwilę stukanie do drzwi. Wiedząc kto stuka szybko się ubrał i poszedł otworzyć drzwi. Do mieszkania wszedł [Wincenty Bętkowski] „Ryży” z pistoletem w ręku. Podszedł do łóżka matki i po ukraińsku zaczął psioczyć na Polaczków, kazał się matce odwrócić do ściany i nie wychodzić z mieszkania. Matka nie wiedziała co to się dzieje ponieważ wiadomo było, że żandarmeria niemiecka zabierze ja na przesłuchanie. W czasie przesłuchania powiedziała tak jak było, że syna jej zabrali Ukraińcy bo po ukraińsku rozmawiali i na pewno gdzieś zamordowali. Wzywana była na posterunek żandarmerii do Kotlic, aż do grudnia 1943 r. W końcu dali jej spokój.
My natomiast kiedy wyszliśmy  z domu „Misia”  - a była księżycowa noc – „czarni” już zauważyli nas i zaczęli biec [w naszym kierunku]. Wtedy nie było odwołania trzeba było do nich postrzelać, a oni do nas też, ale szybko zaprzestali pogoni słysząc nad głowami nasze kule. Okrążając Koniuchy wyszliśmy na pola w kierunku Jabłońszczyzny. Tej nocy „Miś” zatrzymał się u Bętkowskiego Wincentego ps. „Ryży” lecz nie na długo. Ponieważ Jabłońszczyzna leży niedaleko Koniuch. Trzeciego dnia przyszedł po niego przewodnik i odprowadził go na kwaterę dla niego przygotowaną kilka kilometrów dalej na kolonię Dub-Tomaszówkę. Tam był do grudnia 1943 r. W grudniu dostał meldunek od por. „Gniadosza”, że ma się stawić w jego mp.[miejscu postoju] w Rozdołach. Tak też uczynił. Tam został poinformowany o sytuacji w terenie i wyznaczono mu kwaterę na kol. Dębina u ob. Marcina Żołnierczuka żołnierza „Karego” (Jaśnikowski Zygmunt [właśc. Zygmunt Jaślikowski]). Tu mógł się poruszać w dzień nie było obawy, że „czarni” z Koniuch go odkryją. Na kol. Dębina i na Rozdołach „Miś” poznał więcej takich jak on „spalonych” między innymi Chwiejczuk Władysław ps. Przebiegły, Joniec Henryk ps. „Smok”. Oni też byli zakwaterowani w pobliżu mp. „Gniadosza” tak, że stale byli „pod ręką” dowódców przeznaczeni do każdej ewentualnej akcji. Zima przeszła spokojnie na kwaterach, przyszedł kwiecień 1944 r. i wymarsz do Bończy na kurs podoficerski. Po ukończeniu kursu wszyscy zostali awansowani do stopnia kaprala i wielu zostało dowódcami drużyn.
W akcji uprowadzenia „Misia” udział wzięli: „Ryży” dow.[ódca] plutonu z „Wikliny”, nazwisko Bętkowski Wincenty, „Szczepan” Ludwik Rogalski, „Sierp” Borowski Wacław, Przybysz Antoni, Ogórek Jan ps. „Czarny”  - wszyscy żołnierze „Wikliny”.                            
                                                                        rkps., niepubl., bez daty, format A4, s. 1-3.


Czesław Szewluk
Kurs podoficerski dla drużynowych – instruktorów
Kurs dla drużynowych  - instruktorów zorganizowany był przez Kom.[endanta] rejonu porucznika [Stanisława Kleszczyńskiego] „Gniadosza” na terenie lasu i wsi Rozdoły. Komendantem kursu był [Hipolit Kuropatnicki] „Jastrząb” (nazwiska nie znam). Stan osobowy kursantów wynosił 33 żołnierzy. Wykładowcami byli: [Józef] Kruk ps. „Kasztan”, [Paweł Piłat] „Smyk”, [Zygmunt Jaślikowski] „Kary”. Był ktoś jeszcze lecz nie pamiętam pseudonimu. Kurs rozpoczął się w kwietniu 1944 roku. Ponieważ o tej porze roku jest jeszcze dość chłodno w lesie, a w pobliżu nie było odpowiedniego pomieszczenia do prowadzenia zajęć, cały pluton odmaszerował z Rozdołów do majątku hr. Potockiego w Bończy. Z Rozdołów ruszyliśmy po zapadnięciu zmroku, obładowani bronią i amunicją, ubrani dość ciepło. Po północy zaczęliśmy odczuwać zmęczenie, a do celu było jeszcze daleko. Doszliśmy do wsi Lipina, w której za zgodą miejscowego dow.[ódcy] placówki dostaliśmy kilka furmanek, które nas podwiozły prawie na miejsce. Do folwarku w Bończy weszliśmy [jak] już był dzień. Jako miejsce postoju przeznaczono nam halę na piętrze w gorzelni. Cała hala zasłana była słomą ponieważ tu też zatrzymywały się oddziały [Józefa Śmiecha] „Ciąga” i [Bolesława Sobieszczańkiego] „Pingwina”. W tym czasie oddziałów tych w Bończy nie było, poszły w lasy biłgorajskie po zrzut broni z samolotów angielskich dla oddziałów AK. Na drugi dzień po naszym przybyciu rozpoczęły się zajęcia. W Bończy nasz pluton kwaterował przez m-c kwiecień i maj do czasu, kiedy Niemcy rozpoczęli pacyfikację wiosek Kukawka, Olszanka i Bończa oraz lasy bonieckie [sic! lasów bonieckich], w których rozlokowały się grupy partyzantów radzieckich. Nasz obserwator umieszczony na dachu gorzelni, gdzie specjalnie do tego celu była zrobiona platforma z desek, zaalarmował, że od szosy wjechał na groblę między stawami rybnymi czołg niemiecki. Jechał do folwarku. Jadąc wąską groblą dojechał do drewnianego mostku i zatrzymał się bojąc się wjechać na ten mostek. Wyszedł z czołgu Niemiec i zaczął obserwację folwarku przez lornetkę. Była godzina około 10.00. W tym czasie, kiedy nasz obserwator z dachu uczynił alarm, na hali w gorzelni odbywał się wykład. W momencie [sic! momentalnie] komendant kursu dał rozkaz cały pluton pojedynczo rozejść się do budynków  gospodarczych i zamienić się w robotników miejscowych. Wszyscy mieliśmy na rękawach biało-czerwone opaski więc wg. rozkazu trzeba je było zdjąć i schować na wypadek, gdyby Niemcy się do nas zbliżyli. Ja z kolegą Władysławem Chwiejczakiem ps. „Przebiegły” wszedłem do młyna i żeby lepiej się upodobnić do młynarzy chwyciłem „Przebiegłego” wpół i wrzuciłem do skrzyni napełnionej mąką. Kiedy się z tej skrzyni wydostał był naprawdę podobny do młynarza, ale na mnie wściekły. Po niedługim czasie czołg się wycofał do szosy i dołączył do innych, które jechały w stronę lasów, gdzie się toczył bój partyzantów radzieckich z Niemcami. W nocy z 8 na 9 maja 1944 r. jeszcze przed pacyfikacją w/w wsi samoloty radzieckie leciały na bombardowanie Chełma i Lublina. Cały majątek Bończa oświetlony był, były oświetlone ulice jak w mieście. Gdy z dala słychać było nadlatujące samoloty światło w folwarku gaszono, żeby po przeleceniu [sic! przelocie] samolotów znów je zapalić. Na skutek tego folwark został zbombardowany bombami zapalającymi na szczęście niecelnie, ale zostało rannych dwoje ludzi z miejscowej placówki, na drugi dzień chłopiec zmarł na skutek odniesionych ran z odłamków bomb. Po niemieckiej akcji na las w Bończy nasz pluton o zmierzchu wyszedł z majątku w Bończy i skierował się na stare miejsce postoju tj. na Rozdoły. W lesie koło Rozdołów do początku czerwca 1944 r. mieliśmy zajęcia i wkrótce po zakończeniu szkolenia i egzamin. Po ukończeniu kursu wszyscy zostali awansowani do stopnia kaprala i wielu zostało dowódcami drużyn. Na kursie byli ludzie ze wsi Horyszów Polski, Czołki, Rozdoły i Stanisławka. Z komp.[ani] [Józefa Kaczoruka] „Ryszarda” oprócz mnie był jeden, którego znałem pochodził z kolonii Śniatycze, Misztal Jan ps. „Krakowiak”.
Ja w dzień nie mogłem pokazać się z Koniuchach lecz często nocą przyjeżdżałem na tereny „Wikliny” przewożony furmanką o ile to było możliwe. Trzeba było zachować ostrożność ze względu na matkę, która mieszkała w Koniuchach.
Uczestnicy kursu podoficerskiego:
Gleń Stanisław [ps. Ręka] z Kotlic
Szeremeta Mieczysław [ps. Kozakiewicz] Poddąbrowa
Bubicz Szczepan [ps. Ryś] Kadłubiska
Jedynak Józef [ps. Nóż] Tomaszówka.                
                                                            rkps., niepubl., bez daty, format A4, s. 1-3.

Czesław Szewluk
Akcja pod Czartorią -  13.06.1944 r.
W pierwszej dekadzie czerwca 1944 r. komp.[ania] "Wiklina" pod dowództwem por. [Józefa Kaczoruka] "Ryszarda" oraz oddział [Romana Sznydla] "Wilka" nocą opuściły las tyszowiecki w pow. tomaszowskim i przeszły na tereny pow. hrubieszowskiego do wsi Czartoria-Krzaki. tam stacjonowały kilka dni. w tym czasie oddz.[iał] ppor. Wojciecha Sarzyńskiego ps. Żbik z batalionu [Stefana Kwaśniewskiego] "Wiktora hrubieszowskiego" zakwaterowany był we wsi Czartoria, a jeden pluton w/w oddziału dowodzony przez Władysława Nowosada ps. Jastrząb kwaterował w kol. Świdniki. Były też inne oddziały w rejonie lasów Świdnickiego i Grabowieckiego takie jak komp.[ania] [Zbigniewa Chomana] "Foka", oddział  [Pawła Runkiewicza] „Czarnego” i [Leopolda Nowosada] „Tarana”.  [Czesław Szewluk] „Miś” i kilku żołnierzy z ochrony dow.[ódcy] rejonu [Stanisława Kleszczyńskiego] „Gniadosza” oraz dow.[ódcy] komp.[anii] „Wiklina” [Józefa Kaczoruka] „Ryszarda” wyposażeni w broń maszynową otrzymali rozkaz wyjazdu do Bończy jako ochrona dowódców „Gniadosza” i „Ryszarda”, którzy mieli się tam udać na odprawę. Z lasu koło Świdnik i Czartorii wyjechaliśmy dwoma furmankami udając się w stronę Grabowca. Dojeżdżając do Grabowca powstało pytanie którędy jechać, czy ominąć osadę ponieważ stoi tam silny oddział żandarmerii niemieckiej jak też posterunek policji. Po krótkiej naradzie dowódców postanowiono jechać przez osadę obok Niemców. Mijając posterunek nie zauważyłem ani jednego Niemca, któryby chciał nas zatrzymać. Ujechaliśmy jeszcze paręset metrów, kiedy usłyszeliśmy strzały tam skąd wyruszyliśmy tj. z lasu koło Czartorii. I znów krótka narada dowódców „Ryszarda” i „Gniadosza” czy jechać do Bończy czy wracać. Decyzja „Ryszarda” wracać ponieważ miejsce dowódcy jest przy oddziale. Wracając do lasu w odległości ok. 1 km od zbawczych krzaków zaczęły się nad nami rozrywać pociski wystrzelone do nas z niemieckich czołgów, które już jechały ze Świdnik w stronę lasu przerywając pacyfikację wsi i skierowały nawałę ognia na oddział „Żbika”, który zaległ na otwartej przestrzeni zajmując pozycje obronne. Za czołgami ruszyła niemiecka piechota. Niemcy usiłowali odciąć drogę oddziałowi „Żbika” do lasu. W tym czasie już „Ryszard” i „Gniadosz” zdążyli przybyć do swoich. „Miś” jako celowniczy rkm, Borowski Wacław ps. Sierp i dwóch żołnierzy z komp.[anii] „Wiklina” amunicyjni dostali polecenie zająć stanowisko ubezpieczające dojście do lasu od strony Horyszowa Ruskiego. Na pomoc walczącej komp.[ani] „Żbika” pospieszyli z pobliskiego Rogowa pluton AK z komp.[anii] [Stanisława Barana-Barskiego] "Bisa" pod dowództwem Jana Lisickiego ps. Flakon oraz "Tarana", który przybył w lasy grabowieckie poprzedniego dnia.
W bardzo krytycznym momencie boju do akcji wszedł nasz oddział pod dowództwem „Ryszarda”, którego nie spodziewał się wróg ponieważ zaatakowany został od tyłu. Niemcy skierowali ogień na komp.[anię] „Wiklina”. Ostrzeliwując czołgi i piechotę niemiecką komp.[ania] wycofała się na obrzeże lasu zajmując pozycje obronne. Niemiecka piechota ruszyła do natarcia na las, lecz atak ten załamał się w ogniu oddz.[iału] „Wikliny” i „Tarana”, które na bliską odległość dopuściły Niemców. Niespodziewany atak na Niemców komp.[anii] „Ryszarda” umożliwił żołnierzom „Żbika” wycofanie się z pola walki do lasu. Niemcy ponawiali ataki na las 3 razy jednak do lasu nie weszli, a ostrzeliwali las z dział. W walce pod Czartorią największe straty poniósł oddział „Żbika” 9 zabitych, których nocą zabrano z pola i pochowano w lesie i kilku rannych między innymi ranny został dowódca „Żbik”.
Po zakończeniu boju pod Czartorią komp.[ania] „Ryszarda” udała się do miejscowości Józefin jednak niedługo zajmowała miejsce postoju, gdyż Niemcy rozpoczęli ostrzeliwanie lasu i gajówki, w której stała kompania. Po zapadnięciu zmroku oddział „Ryszarda” po całonocnym marszu nad ranem dotarł do wsi Rozdoły w pow. zamojskim. W tym czasie przejście oddziału do lasu tyszowieckiego było niemożliwe, gdyż Niemcy obsadzili linie kolejową i szosę na odcinku Werbkowice-Miączyn. Kompania wymarszem z Józefina na Rozdoły wydostała się z kręgu bezpośrednich działań  niemieckich, które w tym czasie przesunęły się na wschód do powiatu hrubieszowskiego.       
                                                                                
                                                       rkps., niepubl., bez daty, format A4, s.  1-3.      

Dopiski w nawiasach kwadratowych – Bartłomiej Szyprowski

czwartek, 28 marca 2019

Sierż. rez. Feliks Świrgoń „Dąb”, „Kołpak”


                   

 Urodził się 21 maja 1916 r. w Rozłopach. Był synem Michała i Katarzyny zd. Pańczyk. Jego rodzice byli rolnikami posiadającymi 8 ha gospodarstwo rolne. W rodzinie, oprócz niego było jeszcze siedmioro dzieci, w tym: siostra Władysława oraz bracia Bolesław, Jakub i Roman. W latach 1923-1928 uczył się w szkole powszechnej w Rozłopach, gdzie ukończył 4 klasy. Z zawodu był rolnikiem. Od 1928 r. do marca 1939 r. pracował w gospodarstwie rolnym rodziców oraz dorywczo w cukrowni w Klemensowie.
W marcu 1939 r. został powołany do odbycia służby wojskowej, którą odbył w 9. Pułku Piechoty Legionów (dalej ppleg) w Zamościu. W chwili wybuchu II wojny światowej znajdował się w 9. ppleg, w którym walczył do października 1939 r.
W październiku 1939 r. powrócił do domu rodzinnego przywożąc ze sobą broń: rkm i pistolet „Vis”, które zakonserwował i zakopał na polu w odległości ok. 200 m. od zabudowań ojca.
Szybko wstąpił w szeregi konspiracji antyniemieckiej bowiem tuż po powrocie z frontu organizował zakupy broni oraz jej zbieranie i zorganizował grupę niepodległościową w Rozłopach. Od  1 kwietnia 1940 r. był żołnierzem ZWZ na placówce Szczebrzeszyn, a następnie placówce Sułów. Posługiwał się pseudonimem „Dąb”. Do 5 maja 1943 r. prowadził szkolenia dywersyjne oraz zajmował się werbowaniem nowych członków organizacji. Do maja 1943 r. pracował w gospodarstwie rolnym rodziców, a po wysiedleniu wsi Rozłopy zamieszkał w Żurawiu. Od 5 maja 1943 r. był żołnierzem oddziału AK Tadeusza Kuncewicza „Podkowy” w plutonie Aleksandra Bortkiewicza "Mongoła", a następnie Wincentego Kota "Osy". Pełnił funkcję zastępcy dowódcy plutonu. 
 
Feliks Swirgon "Dąb" i Wincenty Kot "Osa"


 Po reorganizacji w 1944 r. i przekształceniu oddziału "Podkowy" w II kompanię 9. ppleg. AK był żołnierzem 2 plutonu dowodzonego przez Jana Tyszko "Wyrwę". Brał m.in. udział: w akcji na stację kolejową w Klemensowie (2 lutego 1943 r.), w akcji na posterunek policji w Sułowie (27 V 1943 r.), wysadzeniu mostu w Zwierzyńcu (sierpień 1943 r.), akcji na posterunek żandarmerii w Janowie Lub. (7 IX 1943 r.), akcji na posterunek w Łukowej (jesień 1943 r.), likwidacji zastępcy dorfuhrera Ryli w Rozłopach (29 września 1943 r.), starciu z patrolem żandarmerii na drodze Sąsiadka- Radecznica (17 marca 1944 r.). Podczas akcji bojowych tego oddziału został dwukrotnie ranny. W lipcu 1944 r. wchodził w skład radecznickiego oddziału AK dowodzonego przez Józefa Godzisza „Kraśnika”, z którym brał udział w walkach koło Radecznicy w dniach 22-24 lipca 1944 r. Po rozbrojeniu oddziału w lipcu 1944 r. w Szczebrzeszynie powrócił do Rozłop i ukrył posiadaną broń tj. pistolet „Vis” i rkm.
3 maja 1945 r. został awansowany do stopnia starszego strzelca. Rozkazem personalnym Michała Polaka „Żelaznego” nr 16 z 6 czerwca 1945 r. został awansowany do stopnia kaprala. 27 IV 1945 r. brał udział w rozbiciu przez oddziały „Podkowy” i Tadeusza Borkowskiego „Mata” więzienia w Janowie Lubelskim, gdzie uwolniono m.in. uczestniczki Powstania Warszawskiego.
Z uwagi na fakt, że jego brat Jakub został 27 kwietnia 1945 r. zabity przez UB w Rozłopach „Kołpak” zaczął się ukrywać.
Od 1946 r. był żołnierzem Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, gdzie pełnił funkcję dowódcy placówki w Rozłopach i Sułowie. Rozkazem awansowym Mariana Pilarskiego nr 3/46 z 10 marca 1947 r. został awansowany do stopnia sierżanta rezerwy ze starszeństwem od 1 listopada 1946 r.
W dniu 12 kwietnia 1947 r. ujawnił się w PUBP w Zamościu oraz zdał rkm nr 46098 i pistolet „Vis” nr 13052. Otrzymał zaświadczenie o ujawnieniu nr 38649. Pomimo formalnego ujawnienia nadal się ukrywał i utrzymywał kontakt z podziemiem antykomunistycznym.
Pod koniec 1947 r. PUBP Zamość podjął próbę jego ujęcia. Wiadomość UB o tym, aby Świgoń spotkał się w sprawie zaprzestania ukrywania się UB przekazał Świgoniowi poprzez sekretarza PPR Stefana Zycha z Michalowa. 22 stycznia 1948 r. „Kołpak” stawił się na rozmowę z UB w domu Heleny Paś w Szczebrzeszynie. Ze strony UB było dwóch funkcjonariuszy: Adolf Romanowski i Tadeusz Engiel. Tam jednak w trakcie rozmowy nakłaniano go do podjęcia współpracy agenturalnej i próbowano zatrzymać. W czasie zdarzenia Świgoń wybił szybę i wyskoczył przez okno. Został przy tym dwukrotnie postrzelony przez funkcjonariuszy PUBP Zamość w miednicę i prawe udo lecz udało mu się uciec. W wyniku strzałów ranna w nogę została także sześcioletnia Czesława Paś.
Opisując to zdarzenie po latach Świgoń wskazywał: „W mieszkaniu czekali na mnie funkcjonariusze, którzy domagali się, abym został szpiclem na całą Polskę, domagali się współpracy z nimi. Gdy odmówiłem zostałem uderzony. Nie czekając co będzie dalej zacząłem uciekać i wtedy strzelano do mnie. Zostałem dwukrotnie ranny. Ranny uciekłem i schowałem się w chlewiku, gdzie były króle [króliki]. W tym chlewiku przesiedziałem całą dobę. Gospodyni tego chlewika dała znać mojej rodzinie. Wieczór [wieczorem] przyjechali koledzy i zabrali mnie na pół żywego, uwalanego w błocie i krwi. Kilka dni bez opatrunku siedziałem w Sułowcu a z Sułowca gdy trochę wydobrzałem ukrywałem się”. Byli to  Tadeusz Godzisz i Józef Łukaszczyk, którzy nocą zabrali „Kołpaka” z komórki Mikołaja Wiatrowskiego w Szczebrzeszynie i przewieźli go do domu J. Łukaszczyka w Sułowie.  Tam przebywał około dwóch tygodni a później nadal się ukrywał w innych miejscach.
Był poszukiwany listem gończym z 12 grudnia 1948 r. przez Wojskową Prokuraturę Rejonową w Lublinie.
Ponownie nawiązał kontakt z antykomunistycznym podziemiem. Od 1948 r. był żołnierzem „trójki wykonawczej” II Inspektoratu Zamojskiego AK dowodzonej przez Tadeusza Łagodę "Barykadę". Jednak w niedługi czas później wyjechał na „Ziemie Zachodnie”. Od sierpnia 1948 r. do stycznia 1949 r. pracował w Państwowym Gospodarstwie Rolnym w majątku Dołgie pow. Pyrzyce koło Szczecina. Do 1954 r. używał dokumentów na fałszywe nazwisko Jana Hadama. Wskazywano również, że używał nazwiska Jan Madej. Dokumenty te uzyskał dzięki pomocy ks. Józefa Mastalerza z Mokregolipia.
Później „Kołpak” powrócił na Zamojszczyznę. Uniknął aresztowania w kwietniu 1950 r., gdy UB rozbiło II Inspektorat Zamojski AK i nadal się ukrywał.
Wydaje się, że od wiosny 1950 r. był żołnierzem oddziału Józefa Złomańca „Mosiądza”, a na pewno utrzymywał kontakt z tym oddziałem. Ukrywał się również wspólnie z żołnierzami oddziału „Mosiądza”: Piotrem Bartnikiem „Jastrzębiem”, Henrykiem Bartnikiem „Krzemieniem”, Wiktorem Tetlakiem „Jaworem” (m.in. w kwietniu 1952 r.w lesie rozłopskim) oraz żołnierzami II Inspektoratu Zamojskiego AK: Janem Hadamem „Agrestem” (m.in. w czerwcu 1950 r. Feliksa Żuka w Abramowie, zaś w styczniu 1952 r. w lasach pomiędzy Sąsiadką a Zaburzem) i Janem Czukiem „Kosą”. „Agrest”, który zginął 20 czerwca 1952 r. r., wcześniej tego samego dnia spotkał się z „Kołpakiem”. Jak się wydaje po zakończeniu spotkania Świgoń opuścił teren, na którym ukrywał się Hadam.   
Pod koniec 1951 r. ponownie opuścił Zamojszczyznę i do kwietnia 1952 r. pracował w Państwowym Gospodarstwie Rolnym w Kórniku pod Poznaniem, natomiast w 1953 r. ukrywał się w okolicach Gliwic i Szczecina.
W dniu 12 kwietnia 1954 r. ujawnił się w Wojskowej Prokuraturze Rejonowej w Zamościu, a później powrócił do Rozłopów.
W okresie wrzesień 1954 r. - lipiec 1955 r. przebywał kilkakrotnie na zachodzie Polski, pracując w PGR, a później powrócił na Zamojszczyznę.
Od 10 kwietnia 1956 r. do 20 maja 1958 r. pracował jako magazynier w PGR Śmiłowice pod Wrocławiem, a później powrócił do Rozłop, gdzie pracował we własnym gospodarstwie rolnym.
Od 1962 r. był dyspozytorem Kółka Rolniczego, a następnie mieszkał w Lublinie.
Był figurantem rozpracowania ewidencyjno-agenturalnego o kryptonimie „Groźny” prowadzonego przez PUdsBP Zamość (od października 1954 r. do 14 VI 1956 r.; czerwiec 1956- 28 IX 1960 r.) i PUdsBP Nysa (23 VIII 1956 r. - 16 VI 1958 r.), w którym doniesienia o jego zachowaniu składali m.in. informatorzy „Granat”, „Klimek”, „Neron”, „Wójcicki”, „2x” i „Zator”. Nadto od 18 października 1961 r. prowadzono jego rozpracowanie operacyjno-obserwacyjne o kryptonimie „Stary”.
Zmarł w 2001 r. i został pochowany na Cmentarzu Parafii św. Mikołaja w Szczebrzeszynie.



2 września 1944 r. w Szczebrzeszynie zawarł związek małżeński z Marią Godzisz. Miał trójkę dzieci: Jana, Władysławę i Aleksandra.
Odznaczenia: Medal Wojska (1948), Krzyż Walecznych (1949), Krzyż Armii Krajowej (1983), Medal „Za udział w Wojnie Obronnej 1939” (1985), Krzyż Partyzancki (1986), odznaka pamiątkowa „Akcji „Burza”.

Bibliografia:
Archiwum Państwowe w Lublinie, sygn. 35/1099/0/6.4/175;
AIPN Lu 003/317/1;
AIPN Lu 0229/17/1;
AIPN Lu 01/435;
AIPN Lu 07/118;
AIPN Lu 08/218;
AIPN Lu 08/227;
AIPN Lu 08/228;
AIPN Lu 046/9;
AIPN Lu 21/26;
AIPN Lu 129/474;
K. Czubara, Bezpieka. Urząd Bezpieczeństwa na Zamojszczyźnie 1944-1947, Zamość 2003, s. 229;
J. Grygiel, Związek Walki Zbrojnej Armia Krajowa w obwodzie zamojskim 1939-1944, Warszawa 1985;
J. Jóźwiakowski, Armia Krajowa na Zamojszczyźnie, t. I-II, Lublin 2001;

Z. Klukowski, Zamojszczyzna 1918-1959, Warszawa 2017;
J. Markiewicz, Nie dali ziemi skąd ich ród, Lublin 1967;
J. Turowski,  Historia OP 9, Zamość 2017. 
                                                                                                                Bartłomiej Szyprowski
Dodane 17 IV 2019 r.

Artykuł został opublikowany również  w piśmie "Sekrety wsi... Gazeta Regionalna gminy Sułów" 2019, nr 4(72), s. 3-4 pod tytułem "Ludzie stąd... - Feliks Świrgoń "Dąb"/ "Kołpak" 


                                                                                                     Bartłomiej Szyprowski