Dzisiejsza tj. 31 sierpnia
2019 r. wyprawa z Panem Krzysztofem Wróblewskim
w poszukiwaniu śladów II Inspektoratu Zamojskiego AK zaowocowała relacją członka Ochotniczej Straży Pożarnej z Uchań Pana Feliksa Brzozowskiego, który zgodził się opisać swoje wspomnienie.
w poszukiwaniu śladów II Inspektoratu Zamojskiego AK zaowocowała relacją członka Ochotniczej Straży Pożarnej z Uchań Pana Feliksa Brzozowskiego, który zgodził się opisać swoje wspomnienie.
Gdyby nie Pan Krzysztof
relacja nie ujrzałaby światła dziennego. Bardzo dziękuję za pomoc.
Feliks Roman Brzozowski jest
mieszkańcem Uchań. 13 stycznia 1943 r. wraz z rodziną został wysiedlony przez
Niemców i przetransportowano ich do obozu przejściowego w Zamościu przy ul.
Okrzei. W obozie w Zamościu dokonano segregacji Brzozowskich: rodziców i
siostrę przewieziono do Siedlec, zaś on został wysłany na roboty przymusowe do
III Rzeszy[1].
Trafił pod Berlin, gdzie przebywał conajmniej od 5 marca 1943 r. do końca II
wojny światowej w 1945 r.[2].
W maju 1945 r. powrócił do Uchań, gdzie, jak wskazywał, w tym samym
miesiącu wstąpił do Straży Pożarnej. Była ona umiejscowiona w poniemieckim
budynku, w którym z drugiej strony była Gminna Spółdzielnia "Samopomoc
Chłopska"[3]. Był
w niej również w czasie obławy na ostatniego dowódcę lotnej żandarmerii II
Inspektoratu Zamojskiego AK Wincentego Mieczysława Wróblewskiego
"Szuma" w dniu 23 maja 1952 r. Pan Feliks Brzozowski wcześniej znał
rodzinę Wróblewskich pochodzącą ze Staszica. Jak się wydaje w chwili
obecnej jest jedynym żyjącym świadkiem śmierci "Szuma".
Relacja
Feliksa Brzozowskiego w sprawie śmierci W.M. Wróblewskiego „Szuma” spisana w
Uchaniach przez Bartłomieja Szyprowskiego w dniu 30 sierpnia 2019 r.
Pewnego
dnia w 1952 r. daty nie pamiętam raniutko wpadło do remizy UB lub MO[4]
nakazując zbierać się nam szybko. Myśmy – straż pożarna z Uchań - o tym
tj. o obławie na Wróblewskiego nic nie wiedzieli. Nie pamiętam czy mieliśmy
wtedy jeszcze konie czy samochód ford, który był przez nas również używany[5].
Nakazano nam z pompą strażacką jechać do Glinisk. Pierwsza droga to była taka
olszynka, którą jechaliśmy. A druga droga tam była okrężna. Dojechaliśmy do
Glinisk. W tej olszynce widziałem pełno wojska. Tam stało dużo samochodów i
teren był naokoło otoczony. Pojechaliśmy przez tą olszynkę do Glinisk do źródła
zaopatrzenia w wodę tzw. krynicy. Tam już straż pożarna była z komendantem z
Glinisk [Ludwikiem] Gardiasem. Tam nakazano nam pompę podłączyć do krynicy i czekać.
Krynica była niżej a nad nią na górce były zabudowania Buciora. Ta krynica jest
położona bliżej Uchań. Myśmy czekali. W pewnym momencie poszła między nami
ustna wiadomość, plotka taka, że tam w chałupie Buciora jest Mieczysław
Wróblewski. Ja go znałem on był bardzo przystojny. Znałem też jego rodzinę. Dom
Buciora stał bokiem do krynicy równolegle do drogi a naprzeciwko niego stała
stodoła, przy której od wschodniej, prawej strony, była wiata na drewno tzw.
przybuk. Tam była tylko chałupa, stodoła i sad. Żadnych innych budynków nie
było. Dom był od stodoły oddalony ok. 20-30 m. Z lewej strony stodoły nie było
nic. Myśmy stali w odległości ok. 40 metrów, koło krynicy, bliżej nas wojsko
nie wpuściło. Wojsko było wszędzie naokoło. Najwięcej było ich od strony lasu.
Nikt nie mógł uciec. Oni chcieli go wziąć żywego. Może coś było negocjowane z
Wróblewskim. Po jakimś czasie może to była godzina, ale nie wiem dokładnie ktoś
powiedział: „O wyskoczył z mieszkania do stodoły”. Żołnierze podeszli i
strzelając w słomianą strzechę zapalili stodołę[6].
A Mietek był w stodole. Jak się paliła stodoła a wiatr był od wschodu, dym był
i on pod osłoną dymu chciał uciec. Wyskoczył z bronią ze stodoły. Tam na jego
drodze stał kapitan i dwóch żołnierzy. Spodziewali się, że będzie chciał uciec.
Wróblewski strzelił z „finki” [automatu PPsz] i ranił tego kapitana[7].
Ci żołnierze chyba się schowali. On go ranił gdzieś z przodu. Ja później tego
kapitana widziałem w Hrubieszowie jak się leczył. Wróblewski widząc, że nie
może się przedrzeć wrócił w stronę stodoły. Przy stodole był przybuk, tam
było jakieś pocięte drzewo. On nie miał gdzie uciec bo się stodoła paliła
poszedł w ten przybuk. Odbezpieczył granat. Nikt do niego nie strzelał chcieli
go wziąć żywego. Żołnierze wtedy blisko nie podchodzili. W pewnym momencie był
stamtąd silny huk, aż słoma wyleciała w górę i to się paliło[8].
Żołnierze czekali a nam kazali lać na to wodę aby zagasić. Cała zgromadzona
straż pożarna lała wodę na palącą się stodołę i ten przybuk. Kazano nam
też wyciągnąć ciało. Inni strażacy wiedzieli, że nasza straż pożarna z Uchań ma
długie bosaki i dlatego nas wezwali. Mieliśmy najdłuższe bosaki w terenie.
Miały ok. 8-10 m. a zostały wycięte z modrzewi, które rosły koło posesji Zduna
w Staszicu. Ta stodoła miała długości ok. 30 metrów i jak się paliła ciężko
było tam podejść. Bosakami staraliśmy się go wyciągnąć. Trzymaliśmy je ja i
Mieczysław Ćwikliński[9],
a za nami przy każdym było jeszcze kilku strażaków. Pomału my z tymi bosakami
podeszliśmy, próbowaliśmy zaczepić ciało, aż w końcu nam się udało.
Wyciągnęliśmy ciało do sadu czy na trawę. Nie miał części twarzy: miał oberwaną
brodę, nie miał jednego oka, miał kawałek lewego ucha, ręce oberwane do łokcia
i opalone. Ubrany był w krótką zieloną kurtkę wojskową i miał wnętrzności na
wierzchu po wybuchu granatu[10].
Żołnierze rozebrali go, miał ze sobą przybory do golenia i pistolet. Wszystko
odkładali na bok. Oni chcieli go wziąć żywego a on się nie dał. UB czy inni
pojechali i przywieźli matkę Wróblewskiego, żeby go rozpoznała, ale nie mogła
go rozpoznać z powodu ran głowy. Potem komendant straży kazał nam składać
bosaki i wyjechaliśmy. Z rozmów późniejszych wiem, że ten Bucior przyszedł do
Uchań i zameldował no bo skąd wiedzieliby, że u niego Wróblewski jest. Bucior
wyjechał na zachód bo jego tropiła potem partyzantka. Poza zabudowaniami
Buciora inne się nie spaliły.
Relacja i zdjęcie w zbiorach
B. Szyprowskiego.
[1] Wysiedlenia gminy Uchanie
rozpoczęły się 13 stycznia 1943 r. Ogół ludności polskiej z Uchań,
Rozkoszówki i Woli Uchańskiej Niemcy wywieźli do obozu w Zamościu, a na ich
miejsce osiedlono rodziny ukraińskie, które wysiedlono z pow. zamojskiego. W
pierwszym okresie akcji przesiedleńczej (listopad 1942 – marzec 1943) łącznie
przez obóz w Zamościu przeszło 41 080 osób ze 116 wsi. Po przybyciu do obozu
wysiedleńcy poddawani byli ścisłej rewizji, następnie po rejestracji (barak nr
2) i tzw. wstępnej selekcji rasowej (barak nr 3) przydzielani byli do
poszczególnych baraków. Osoby zaliczone do I grupy (pochodzenie niemieckie) i
do II grupy (mające prawdopodobnie domieszkę krwi niemieckiej) umieszczano w
baraku nr 7, skąd byli kierowani do Łodzi w celu przeprowadzenia dokładnych
badań rasowych, a następnie wywożono ich do Niemiec w celu germanizacji.
Selekcje w grupie III i IV były przeprowadzane pod kątem przydatności do pracy.
Zdolnych do pracy w wieku od 14 do 60 lat umieszczano w osobnych barakach i
wywożono na roboty przymusowe do Niemiec. Dzieci do lat 14 i osoby powyżej 60
lat osadzano w oddzielnych barakach (nr 9a, 9b, 16 i 17), a osoby chore i
ułomne w baraku nr 12. Wiele osób z tego baraku wywieziono do obozu
koncentracyjnego Auschwitz, a także na Majdanek. Wywiezieni do Auschwitz
przeważnie ginęli w komorach gazowych, dzieci uśmiercano zastrzykami fenolu.
Niezdolnych do pracy, głównie dzieci, wywożono na Mazowsze Środkowe m.in. do
Łaskarzewa, Siedlec, Garwolina, Pilawy, Łosic, Mord, Kałuszyna. Transporty
zimowe w nieogrzewanych wagonach były przyczyną wielu zgonów, zwłaszcza dzieci
- https://fotopolska.eu/Zamosc/b89586,Oboz_przejsciowy.html, dostęp: 31
VIII 2019 r.
[2] Kopia karty urlopowej Feliksa
Brzozowskiego z 1944 r., w zbiorach autora
[3] W Uchaniach po II wojnie
światowej była tylko Ochotnicza Straż Pożarna, która powstała w latach
1946-1947. Stąd dopiero w tym czasie, a nie w 1945 r., Feliks Brzozowski mógł
zostać jej członkiem. Pierwotnie OSP w Uchaniach mieściła się w budynku, w
którym był GS "Samopomoc Chłopska". Nie była to remiza, lecz trzymano
tam materiały gaśnicze, Relacja Andrzeja Rosińskiego, 4 IX 2019 r., w zbiorach
autora.
[4] Doniesienie do MO i UB o pobycie
"Szuma" w zabudowaniach Stanisława Buciora zostało złożone 23 maja
1952 r. dopiero ok. godz. 12.00, stąd powiadomienie straży pożarnej mogło
nastąpić najwcześniej po godz. 12,00, nie zaś "raniutko" jak
wskazywał świadek. Z relacji wynika, że UB zawiadomił straż pożarną zanim
jeszcze doszło do pożaru w zabudowaniach. Obława zaczęła się według raportu UB
o 17.00, a przygotowania do niej od godz. 15.30. Stąd prawdopodobnie liczono
się z wystąpieniem pożaru, IPN o/Lublin, Raport PUBP Hrubieszów, 24 V 1952 r.
[5] Samochód został przydzielony OSP
w Uchaniach na początku lat 50., stąd możliwe, iż wówczas do Glinisk strażacy
pojechali samochodem, Relacja Andrzeja Rosińskiego, 4 IX 2019 r., w zbiorach
autora.
[6] Według raportu UB stodołę
podpalił „Szum" („zauważono ogień zapalonej stodoły”, „wzniecony przez
[..] Wróblewskiego pożar”), IPN o/Lublin, Raport PUBP Hrubieszów, 24 V 1952 r.
Jednak wersja Brzozowskiego wydaje się sensowna. Zapalono stodołę, aby z niej
wypłoszyć partyzanta i ująć go żywcem, zaś w raporcie odpowiedzialność
przerzucono na partyzanta. Ewentualne podpalenie stodoły przez „Szuma", w
sytuacji gdy w niej przebywał a nie wiadomo czy mógłby z niej uciec, należy
uznać za działanie nieracjonalne. Bardziej prawdopodobna jest wersja Feliksa
Brzozowskiego.
[7] Raport PUBP Hrubieszów z 24 maja
1952 r. nie wspomina w ogóle o tym, że w wyniku obławy został ranny jakikolwiek
funkcjonariusz UB czy MO.
[8] Nie wiadomo nadal czy „Szum"
został ranny i granat wybuchł przez nieuwagę (raport UB) czy też nie mogąc
uciec, a nie chcąc oddać się żywcem popełnił samobójstwo. Zdjęcia
pośmiertne uwidaczniają obrażenia na klatce piersiowej, co mogłoby
potwierdzać wersję UB o zranieniu, ale również mogły powstać w wyniku wybuchu
granatu.
[9] Był członkiem OSP i mieszkańcem
Uchań. Obecnie nie żyje.
[10] Opis obrażeń oraz ubiór podane w relacji korelują z
obrażeniami uwiecznionymi na zdjęciach pośmiertnych „Szuma”. Zdjęcia nie są
zbyt szczegółowe jednak można na nich zauważyć naruszenie lewej strony twarzy
(w tym m.in. brak oka, części ucha a także brak lewej dłoni) oraz to, że był
ubrany w krótką kurtkę ciemnego koloru. Feliks Brzozowski z pewnością nie
widział ww. zdjęć, stąd należny sądzić, że osobiście widział ciało „Szuma”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz