W dniu 3 marca 1951 r. Stanisław Pakos "Wrzos", Czesław Szewluk "Orlik" i trzeci nieznany partyzant dokonali akcji ekspropriacyjnej na sklep Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska" w Łabuńkach. Według dokumentów UB partyzanci zabrali różnego rodzaju towary na łączną kwotę 4803,20 zł.
Poniżej unikatowy fragment wspomnień Czesławy Skiby - sklepowej z ww. sklepu opisujący tą akcję oraz zachowanie UB po zawiadomieniu o akcji na sklep.
Wspomnienia opublikowano w czasopiśmie "Igła" Informator Gminy Łabunie" z 2017 r., nr 4.
Czesława Skiba
Dotknąć przemijania
„I
otworzyli sklep w Łabuńkach. I wzięli mnie do niego […]. W 1950 r. […]
w tym sklepie jeszcze byłam. Rok później to było w sobotę, sprzątałam sklep,
mąż wrócił z pracy z Zamościa. Przyszedł do mnie. Zamknęliśmy sklep. Idziemy do
domu. Dochodzimy do szosy, a sklep był u Petryka. Jakiś gość
przechodzi z bronią:
„Wracać się” – mówi – „Sklep otwierać” […].
Broń wyciągnął, pepeszę. Otworzyłam sklep i
mówię, że go nie znam, że w tym sklepie nie ma nic do brania, pieniędzy nie mam
w ogóle, bo kupiłam dziesięć skrzynek jajek […]. Wszedł do sklepu […].
Przyleciał drugi z workiem. Wziął trochę towaru co nie zszedł. A jeszcze wcześniej poszedł do Petryka i
zawołał Jana Petryka za świadka [1]. Chciał pieniędzy, a ja mu mówię, że zapłaciłam za jajka ludziom i nie
mam pieniędzy. Miałam tylko osiemset złotych na cztery kilo
jajek. To niech pan weźmie, innych nie mam. Wtedy
mi się przedstawił:
- „Jestem Pakos” […].
Oni
poszli. A mój mąż i Janek
Petryk poszli na posterunek meldować, że był napad. Przyszłam do domu a tu
podjeżdża łazik […]. Przychodzi czterech bezpieczniaków do nas do domu.
Zapytał jeden:
- „Ty jesteś sklepową?”.
- Odpowiedziałam: „Tak jestem”.
- „Czegoś dała bandytom majątek?”.
- „Nic nie dała, nie mieli co brać, bo nic nie
było”.
[Ubowcy] byli pijani. Wzięli wszystko, co
mieliśmy w szafie wyrzucili na podłogę, po tym chodzili […]. Jeden zobaczył w
kuchni koszyk z kartoflami. Wypchany był papierem,
na którym był przywódca komunistyczny Kim Ir Sen. Przyleciał, tata uderzył dwa
razy w twarz. Pytał jak on mógł to wziąć. To przecież wódz. A tato powiedział, że na szosie leżało
pełno w burcie to sobie wziął i załatał dziurę w koszyku […]. I ten
bezpieczniak powiedział, że pójdzie i mojego ojca Matkę Boską zabije. Złapał
pistolet i poleciał do obrazu. Drugi go uspokajał. Nie strzelił. Wszystko wyrzucili, pobili naczynia, które
sobie poskładałam […]. I mnie zabrali do
Zamościa do bezpieczeństwa […]. Zaprowadzili mnie na górę, na pierwsze piętro. We czterech bez przerwy
i mi gadali […]. Ale oni siedzieli a ja stałam. Nic nie mówiłam. Nawet nie mówiłam, że [to zrobił]
Pakos, bo po prostu zapomniałam. Potem przyszło znowu dwóch znowu zaczynają
swoją gadkę protokół pisać i znowu od początku to samo […]. Druga godzina w
nocy „Zbieraj się do domu”. Wyszłam z tego bezpieczeństwa […]. Sama szłam do
samych Łabuniek”.
[1] - wezwanie na świadka osoby Jana Petryka oraz podanie nazwiska "Wrzosa" ewidentnie wskazuje, że akcja nie miała charakteru bandyckiego lecz działania w ramach struktury antykomunistycznej bowiem przy czynach kryminalnych ważna była tajność działań, a nie ich ujawnianie i przedstawianie nazwiska jej wykonawcy osobom postronnym.
- Dopiski w nawiasach kwadratowych i podkreślenie - Bartłomiej Szyprowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz